Bezpustkowie

Pączki z Auchan

— Jedziemy do Auchan1.

Uwielbiałam słyszeć to zdanie, gdy byłam małą dziewczynką. Oznaczało przygodę, która czeka tuż za rogiem. Rozpocznie się za moment. 3... 2... 1... Start!

Wsiadamy do czerwonego fiata punto. Usadawiam się wygodnie w foteliku i zapinam pas, który lekko uwiera. Czuję się jak na tronie, gdy spokojnie opuszczamy małe rodzinne miasteczko. Na drodze ekspresowej czuć lekkie przyspieszenie, ale mi nie w głowie prędkość, z jaką się poruszamy. Nos mam przyklejony do szyby. Z fascynacją przyglądam się obrazkom przesuwającym się za oknem.

Kolorowe domki. Pola wypełnione krowami. Konie. Zielone lasy. Pofałdowane łąki. Linia gór kreślona na horyzoncie.

Zjeżdżamy z głównej drogi. Zwalniamy i krążymy po gigantycznym parkingu - byle znaleźć miejsce jak najbliżej sklepu! Gdy wysiadamy, poziom radości i ekscytacji gwałtownie wzrasta. Trochę jak w kreskówkach, gdy temperatura jest tak wysoka, że słupek rtęci rozbija termometr. Dokładnie tak się czuję.

Wchodzimy do sklepu Auchan. Dociera do mnie cała paleta intensywnych bodźców - słodkie zapachy, kolorowe opakowania, nieznane produkty, informacje o promocjach lecące z głośników. Trzymam cię kurczowo wózka sklepowego, do którego rodzice raz po raz wkładają kolejne produkty. Czuję się taka mała w sklepie, którego powierzchnia zdaje się być nieskończona.

Chociaż... Chwila moment. Sklep ma jednak jakieś granice. Z prawej strony jest sekcja z elektroniką - dalej nie pójdziesz. Z lewej strony jest sekcja z napojami - przejścia nie ma. A w głąb? W głąb jest najlepiej. Na samym końcu czekają na nas pączki.

I to właśnie do tej półki z pączkami zawsze w końcu zmierzamy. Niczym na pielgrzymce - ciągle w drodze, z mnóstwem rozproszeń, jednak cel jest jasny. Plastikowa paczka w równo ułożonymi pączkami - sztuk 6 lub więcej, wedle potrzeby. Każdy mięciutki, opruszony cukrem pudrem, wypełniony pysznym owocowym nadzieniem.

Umieszczenie pączków w koszyku jest niemalże ceremonią zakończenia zakupów. Pora wracać do domu, nic tu po nas.

Ważnym szczegółem tej przygody jest fakt, że paczka z pączkami zostaje otwarta już w samochodzie, w drodze powrotnej. Nie ma na co czekać. Pączek ląduje w ręce, a ja zajadam go ze smakiem. Za oknem jest już ciemno, więc cała moja uwaga skupia się na słodkim wypieku (oraz na tym, żeby dżemem nie zabrudzić pasa bezpieczeństwa, bo już zbyt wiele razy mi się to zdażyło). Z głośników samochodu gra muzyka. To 20 minut jazdy samochodem z pączkiem w ręce jest niczym definicja przytulności.

Docieramy do domu. To był bardzo, bardzo dobry dzień. Udało się zjeść pączki. Nie byle jakie pączki, bo pączki z Auchan, które w końca smakują jak przygoda.

alt


Dzięki, że jesteś i czytasz! Co teraz? Przeczytaj inne wpisy na moim blogu. Napisz do mnie maila. Zostaw wiadomość w księdze gości. Zaobserwuj stronę za pomocą RSS. Eksploruj inne blogi. Do zobaczenia znów -- Ania 🌱

Ostatnia edycja strony: 2 dni, 17 godzin temu.

  1. Ten tekst to nie jest reklama. Ten tekst to moja mała bomba nostalgii zrzucona dziś na Bezpustkowie. Nostalgii nie tyle do pączków z Auchan, co do całego doświadczenia z nimi związanego. Doświadczenia wyprawy do dużego sklepu we wczesnych latach 2000. Jednocześnie tekst jest pokłonem dla małych tradycji i rytuałów. No dobrze - dla samych pączków też. Bo były na prawdę smaczne!

#2025 #jedzenie #notatka #wspomnienia