Obiecuję, że będzie fajnie
Dziś scrollowałam1. Scrollowałam stronę główną YouTube’a, w celu przemiany moich słuchawek z urządzenia milczącego, w urządzenie muzyczne2. Podczas Aktu Scrollowania, natknęłam się na miniaturkę filmiku o następującym tytule: Stop doomscrolling and make some art (i promise this will be fun). Rzeczywiście - przestałam scrollować. A nawet wzięłam się za pisanie - a czy pisanie nie jest sztuką, nawet jeśli jest takim sobie o, pisaniem na Bezpustkowiu?
Ale - nie w tym rzecz. Szkopuł w tym, że nawet nie obejrzałam tego filmiku. Wystarczył tytuł, który w jakiś magiczny sposób uruchomił lawinę myśli w mojej głowie. A może nie lawinę myśli. Wymalował raczej pewien obrazek. Obrazek, który rozgrzał moje serducho w ten mroźny wrześniowy poranek.
Przypomniałam sobie czasy, gdy scrollowanie nie istniało. Chwała Panu, że tego uzależniającego dziadostwa tak długo w moim życiu nie było. No i właśnie - jak wtedy wyglądało życie? Co robiłam, gdy nie było czego automatycznie wziąć do ręki i przewijać w nieskończoność?
Tworzyłam. Kreatywność była moim trybem domyślnym. W mojej głowie istniał taki piękny wolny przepływ myśli, niczym nieskrępowanych. Kłębiły się pomysły, które czerpały z otaczającego mnie świata, z przyrody, z wydarzeń, z relacji3. Gdy nie wiedziałam, co robić, brałam do ręki zeszyt. Zwykły zeszyt w kratkę4. Rysowałam, pisałam, wymyślałam labirynty, zagadki, mapy. Ten zwykły zeszyt był dla mnie jak ogród, w którym daję upust mojej kreatywnej energii. W innych momentach zaglądałam do szuflad, szperałam w nich i łączyłam kropki. Mam nitki, kolorowe kartki, bibułę, stare słoiki, skrawki materiału. Co można z tego zrobić..?
Skąd te obrazy w mojej głowie? Chyba uderzył mnie dopisek w tytule filmiku. I promise this will be fun. Nie musisz, ja to wiem bardzo, bardzo dobrze. Wiem, tęsknię5 i pozwalam to sobie poczuć całą sobą. Mocno.6
Dzięki, że jesteś i czytasz! Co teraz? Przeczytaj inne wpisy na moim blogu. Napisz do mnie maila. Zostaw wiadomość w księdze gości. Zaobserwuj stronę za pomocą RSS. Eksploruj inne blogi. Do zobaczenia znów -- Ania 🌱
Ostatnia edycja strony: 16 godzin, 28 minut temu.
Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie żałuję.↩
Gdy to piszę, słuchawki nadal milczą.↩
A nie z Internetu, z Pinteresta.↩
Byle brulion - bo nie zawsze mogłam usiąść przy biurku, a potrzebowałam jakiejś podstawki.↩
Jednocześnie czuję, że jestem w procesie odpowiadania na te tęsknoty. Udaje mi się zastępować scrollowanie i medialny konsumpcjonizm bardziej przemyślanymi i kreatywnymi aktywnościami. Zarówno online (poprzez odsunięcie się nieco od Technologicznych Gigantów na własne maleńkie poletko, którego jestem właścicielką i kuratorką), jak i offline (więcej czytania książek (właśnie czytam 40-stą w tym roku), czasu z bliskimi, tworzenia, grania w planszówki, bycia w przyrodzie…). Fajna to przygoda, choć po drodze jest wiele wzlotów i upadków. Jednak w kontekście tego wpisu odnosiłam się bardziej do czasów, gdy scrollowanie nie było możliwe, bo - zwyczajnie - nie istniało. Co wtedy robiliśmy? Jak wyglądało nasze domyślne spędzanie wolnego czasu, jak ten czas “zabijaliśmy”?↩
Zaczęło się od poszukiwania muzyki, a skończyło się na intensywnym pisaniu w ciszy. Życie bywa przewrotne. Gdy kończę pisać, w moich słuchawkach rozbrzmiały w końcu dźwięki gitary. Takie ciepłe i przytulne, w wykonaniu Monomana.↩